Sowa Czarny Sługa
Dołączył: 12 Sie 2005 Posty: 78 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/10 Skąd: Mrok!!!!!!!!!!!
|
Wysłany: Wto 12:28, 16 Sie 2005 Temat postu: Opowiadanka |
|
|
Macka jak zwykle pływała. Pływała w akwarium wypełnionym różowym biożelem o konsystencji kisielu. Z dużym prawdopodobieństwem można przypuści, że to był kisiel.
Macka składała się z macki, ogonka, przyssawek i oka umieszczonego przeciwstawnie do ogonka. Tak naprawdę Macka nie wiedziała, że jest macką, bo kiedy próbowała spojrzeć do tyłu w swoim przyciasnym akwarium, widziała jedynie śmiesznie merdającą końcówkę swojego ogonka. Dawało to jej mnóstwo tematów do wyobrażania sobie. Pojawiały jej się przed okiem naprawdę skrajnie różne pomysły na temat swojego wyglądu.
Macka była szczęśliwa. Wyobrażała sobie, jaka to musi być piękna między ogonkiem a okiem, merdała zawzięcie ogonem, co dawało jej dużą satysfakcję, nie mówiąc już o slumkaniu przyssawkami o boczne ścianki akwarium, dzięki któremu miała poczucie naprawdę dobrze spełnionego obowiązku.
Właśnie podczas pewnej sesji slumkania połączonego z merdaniem, poczuła głos. Nie usłyszała go z prostej przyczyny braku aparatu słuchowego. Poczuła na skórze drgania przekazywane przez biożel wypełniający jej uniwersum. Z niewiadomych przyczyn zrozumiała, co głos chciał jej przekazać. Było to niezmiernie dziwne, ponieważ dotąd słownik Macki wyglądał mniej więcej tak: … - ogonek , … … - oko, … … … - biożel, czy … … … … … … … … - kawałek wystającego silikonu w prawym dolnym rogu tylnej ścianki. W każdym razie Macka poczuła i zrozumiała.
- halo! Macka numer B-2-3-2-1-7. za chwilę zostanie podany komunikat.
Podziałało to na macką bardzo pobudzająco. Jej słownik w jednym Momocie poszerzył się o osiem słów, nie wspominając już o ciągu cyfr, który doprowadził do wrzenia biożel dookoła niej. Nie wiadomo czy przez spięcie wywołane przygrzaniem przewodów w pobliżu gotującej się niemal Macki, czy przez pewnego dzieciaka, który właśnie nieopodal rzucił kamieniem w sposób niezgodny z prawami fizyki, co zmarszczyło nieco rzeczywistość, ale w każdym razie biedne stworzenie w jednej chwili dotarło na jedne z najwyższych szczebli w drabinie ewolucyjnej, biegnąc z wywieszonym jęzorem i przeskakując po trzy stopnie. W jedną sześćsettysięczną sekundy Macka rozwiązała problem głodu na świecie, wynalazła recepturę na leki na większość chorób i na budyń w sześciu smakach, zrozumiała sens swojego istnienia oraz znalazła związek między nadprodukcją świec zapachowych w jednej z wiosek w Indiach, a topnieniem lodowców. Macka z niecierpliwością zaczęła oczekiwać na komunikat.
- W związku z brakiem dofinansowania rządowego dla naszego eksperymentu – odezwał się wreszcie głos – z przykrością informujemy, że macki kategorii B, to znaczy macki próbne, zostaną odłączone od dostaw płynów odżywczych za sześćdziesiąt sekund-
-O!- pomyślała z niezwykłą trzeźwością macka.
Po chwili ciszy głos znów się odezwał – W sumie to pewnie w ogóle nie rozumiecie co mówię, ale pomyślałem sobie, że będzie miło jak was uprzedzę. Acha, do waszej apokalipsy wybrałem kolor różowy. Zobaczycie różowe światło i wtedy nastąpi wasz koniec. Pomyślałem sobie, że jak zobaczycie w ostatniej sekundzie życia, na przykład, kolor żółty, to może was to trochę zaskoczyć –
Macka przemyślała całą sytuację i doszła do wniosku, że niema ochoty umierać. Wiązałoby się to z utratą slumkania i merdania na zawsze, a z tą myślą nie potrafiła się pogodzić. Postanowiła coś zrobić. Utworzyła więź telepatyczną z tym, kto się z nią kontaktował i, na wszelki wypadek, przebudowała komputery podłączone do jej akwarium w taki sposób by przekazały jej informacje przez wszystkie dostępne głośniki. Przemyślała to, co chce powiedzieć w jedną dziesięciotysięczną sekund, po czym przemówiła.
- Istoto, nie niszcz mnie. Jest ku temu czterdzieści pięć tysięcy sześćset pięćdziesiąt jeden powodów. Znam odpowiedzi na wszystkie pytania dręczące ciebie i resztę twojej rasy. – W tym momencie Macka poczuła, że zaczyna jej czegoś brakować, poczuła duszności w sposób, w jaki może poczuć je istota nie posiadająca narządów oddechowych. Po chwili zobaczyła jasne różowe światło…
* * *
Ben otrząsnął się. Już siódmy raz wpadał dzisiaj na przechodnia. Ciągle w głowie huczały mu dziwne słowa... „...nie niszcz mnie... ...znam odpowiedzi na wszystkie pytania...„. Wiedział kto wypowiedział te słowa, był tego przeraźliwie pewien, ale starał się jak mógł ukryć to przed sobą. Pierwsze co powiedział, po kilku minutach, gdy głos ucichł było „Windows potrafi czasem płatać figle... ha ha ha...” i poczuł się naprawdę głupio. Nie miał pojęcia co robić. Nie widział sensu wspominania o tym co zaszło komukolwiek. Jedyne co mu pozostało to zapomnieć o całej sprawie. Chyba dzisiaj w telewizji miał lecieć jakiś dobry western...
* * *
...hm mm ...Niczego się nie nauczył... biedak... trzeba go będzie cofnąć z tego uniwersum... albo po prostu wcielić w jakąś niższą formę życia... gronostaj?... ryjówka...
* * *
Ben zajęty perspektywą dzisiejszego filmu nie spostrzegł, że jako jedyny przechodzi przez ulicę, w momencie, kiedy reszta przechodniów cierpliwie czekała na zmianę światła... Kiedy spostrzegł swój błąd było już zbyt późno na cokolwiek... No, w sumie był czas jeszcze na jedno krótkie „cholera!”. I takie właśnie były ostatnie słowa Bena.
* * *
Bóg przyglądał się plamie, która odcinała się intensywną czerwienią od monotonii betonu. Tak... ryjówka... pomyślał slumknąwszy z upodobaniem.
Post został pochwalony 0 razy |
|